W tym momencie mi przerwano myśl. Zostałem złapany za nadgarstek, więc szybko odwróciłem się i napotkałem Adriana, który patrzył na mnie pytająco.
- O, Adrian. - powiedziałem ciepło i rzuciłem podobnego rodzaju uśmiech.
- O, Adrian. - powiedziałem ciepło i rzuciłem podobnego rodzaju uśmiech.
-No, a kogo się spodziewałeś ? - zapytał z ciekawością, po czym dorzucił do swojego spojrzenia nutkę podejrzliwości.
- Nie, nikogo. Tak tylko myślałem ... Wiesz dawno tu nie byłem więc .. no rozumiesz mnie chyba nie ? - zakończyłem w końcu tą beznadziejną odpowiedź kolejnym pytaniem. Adrian zerknął na mnie jeszcze raz sygnalizując, że się niepokoi i ruszyliśmy z bliźniakami do Zamku.
Podążaliśmy do naszych dormitoriów za jednym ze Skrzatów Domowych, służących szkole , odłożyliśmy ciężkie bagaże, aby chwilę później razem z Adim, znaleźć się na Wielkiej Sali, usadawiając nasze arystokratyczne cztery litery na długich dębowych ławach. Pomieszczenie obdarzone przeze mnie uważnym spojrzeniem, było oświetlone przez wyczarowane na sklepieniu słońce, zbliżające się ku jego zachodowi i białym chmurom, które zdawały się nabierać lekko brzoskwiniowego koloru. Efekt tego był naprawdę imponujący i cieszył oko dosłownie wszystkich obecnych na Sali. Oprócz tego, od poprzedniego razu nic się nie zmieniło. No może doszło kilku nowych uczniów i powrócił Sebastian, który najwidoczniej miał już wcześniej załatwione to gdzie będzie mieszkał, bo spokojnie zajął miejsce wśród Ślizgonów i zaczął rozmowę. Zauważyłem również inną ciekawą rzecz... Dostrzegłem przy Stole nauczycielskim, nową osobę... Długie kasztanowe, proste niczym drut włosy, które związane były schludnie w kucyk, duże oczy, przypominające te należące do profesor McGonagall siedzącej tuż obok, tylko jego były ciut bardziej nasączone kolorem. Miał wąskie usta, był dość wysoki i prezentował się naprawdę świetnie. Byłem zdziwiony, że przyjęto do szkoły kolejnego nauczyciela, podobno był komplet, ale nie zastanawiałem się na tym długo, bo dyrektor Snape zaczął swoją przemowę.
- Witam wszystkich w nowym roku szkolnym, mam nadzieję, że jesteście odpowiednio przygotowani do zajęć ? - zapytał siarczystym głosem, lecz odpowiedziała mu tylko cisza. - Tak myślałem.
Kiedy kochany dyrektor wygłaszał swój monolog, ja odruchowo rozglądałem się po Sali. Poznawałem to miejsce co roku od nowa, dowiadując się o nim coraz więcej. Przeskakiwałem spojrzeniem z twarzy na twarz, przypominając sobie wszystkich uczniów, kiedy ujrzałem miodowe oczy chłopaka, który tak mnie zafascynował jednym uśmiechem. Tu utkwił mój wzrok na dłuższą chwilę, dokładnie przyglądając się złotym niemalże tęczówkom. Zaraz z oczu zjechałem spojrzeniem na mały nosek, kości policzkowe i tak kuszące usta... Nie zwróciłem nawet uwagi jak nachalnie rozbierałem go wzrokiem, przygryzając przy tym dolną wargę. Chcąc ponownie pokonać drogę, której celem były oczy, napotkałem ten jego cudowny uśmiech i wzrok skierowany prosto na mnie. Zrozumiałem doskonale... Patrzył na mnie od jakiegoś czasu i zauważył moje zainteresowanie jego osobą. Zaczerwieniłem się, ale to jakoś specjalnie mi nie przeszkodziło w dalszej obserwacji. Patrzyłem z jaką delikatnością wykonuje wszelkie gesty, pewnie był z arystokratycznej rodziny, bo nawet bułkę masłem smarował z grację i wdziękiem najwyższej klasy. Zastanawiało mnie tylko jedno... Jak to możliwe, że on jest w Slytherinie, przecież jego charakter jest zupełnie inny niż rodowych Ślizgonów takich jak Malfoy. Sebastian jest miły, uroczy i skryty, a wszyscy z tego Domu posiadający zwiększającą się z każdym dniem samoocene, wpędzają innych w sidła meczącej psychiki, która usiłuje nam uświadomić, że jesteśmy gorsi od wychowanków węża... No chociaż, ostatnio to się zmieniło, powiedziałbym, że poprawiły się jedynie kontakty pomiędzy Gryffindorem, a Slytherinem. Zapraszano nas na imprezy i prywatne spotkania, ale to nie było najdziwniejsze. Bardziej zaskakujące wydawało się to, ze Dracon i Harry nie toczyli tak zaciętej wojny, jakby zawiesili różdżki i zawarli niemy pakt pokoju. Spotykali się po zajęciach i bywało, że razem przychodzili na śniadanie. Życie w Hogwarcie diametralnie się zmieniło, ale osobiście mi to nie przeszkadza...
Przerywanie mi rozmyślań dołączyło do nowych tradycji. Usłyszałem donośny głos dyrektora, który nie wyrażał zbyt wielu emocji, zresztą jak zawsze.
Kiedy kochany dyrektor wygłaszał swój monolog, ja odruchowo rozglądałem się po Sali. Poznawałem to miejsce co roku od nowa, dowiadując się o nim coraz więcej. Przeskakiwałem spojrzeniem z twarzy na twarz, przypominając sobie wszystkich uczniów, kiedy ujrzałem miodowe oczy chłopaka, który tak mnie zafascynował jednym uśmiechem. Tu utkwił mój wzrok na dłuższą chwilę, dokładnie przyglądając się złotym niemalże tęczówkom. Zaraz z oczu zjechałem spojrzeniem na mały nosek, kości policzkowe i tak kuszące usta... Nie zwróciłem nawet uwagi jak nachalnie rozbierałem go wzrokiem, przygryzając przy tym dolną wargę. Chcąc ponownie pokonać drogę, której celem były oczy, napotkałem ten jego cudowny uśmiech i wzrok skierowany prosto na mnie. Zrozumiałem doskonale... Patrzył na mnie od jakiegoś czasu i zauważył moje zainteresowanie jego osobą. Zaczerwieniłem się, ale to jakoś specjalnie mi nie przeszkodziło w dalszej obserwacji. Patrzyłem z jaką delikatnością wykonuje wszelkie gesty, pewnie był z arystokratycznej rodziny, bo nawet bułkę masłem smarował z grację i wdziękiem najwyższej klasy. Zastanawiało mnie tylko jedno... Jak to możliwe, że on jest w Slytherinie, przecież jego charakter jest zupełnie inny niż rodowych Ślizgonów takich jak Malfoy. Sebastian jest miły, uroczy i skryty, a wszyscy z tego Domu posiadający zwiększającą się z każdym dniem samoocene, wpędzają innych w sidła meczącej psychiki, która usiłuje nam uświadomić, że jesteśmy gorsi od wychowanków węża... No chociaż, ostatnio to się zmieniło, powiedziałbym, że poprawiły się jedynie kontakty pomiędzy Gryffindorem, a Slytherinem. Zapraszano nas na imprezy i prywatne spotkania, ale to nie było najdziwniejsze. Bardziej zaskakujące wydawało się to, ze Dracon i Harry nie toczyli tak zaciętej wojny, jakby zawiesili różdżki i zawarli niemy pakt pokoju. Spotykali się po zajęciach i bywało, że razem przychodzili na śniadanie. Życie w Hogwarcie diametralnie się zmieniło, ale osobiście mi to nie przeszkadza...
Przerywanie mi rozmyślań dołączyło do nowych tradycji. Usłyszałem donośny głos dyrektora, który nie wyrażał zbyt wielu emocji, zresztą jak zawsze.
- Teraz mam zaszczyt, przedstawić wam Josh'a McGonagall. - powiedział krótko, a po pomieszczeniu dało się słyszeć zdziwione westchnięcia i ciche rozmowy. - Widzę, że jesteście zaskoczeni - dodał z ironicznym uśmieszkiem. - Jest to syn naszej profesor, postara się podszkolić naszych sportowców, by stali się jeszcze lepsi, silniejsi i o wiele bardziej wytrzymali w tym co robią, a jeśli myślicie, że to będzie takie łatwe i to jesteście w ogromnym błędzie. Nie obędzie się bez potu, krwi i litrów łez. - dopowiedział z satysfakcją w głosie i chwilę później ustąpił miejsce nowemu nauczycielowi. Zastanawiałem się czy będę musiał nazywać go profesorem, czy może jako sportowcowi to miano mu nie przysługuje. Wydawał się być inny niż wszyscy nauczyciele, był otwarty, strasznie tajemniczy i niezwykle miły dla uczniów. Ciekawiło mnie ogromnie jaka będzie jego przyszłość w murach tego Zamku.
Taki rozdział bezsensu, ale no cóż jeszcze muszę się podszkolić. xD
Pokornie proszę o komentarze c;
Pokornie proszę o komentarze c;