niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział IV

                Wczesnym rankiem obudziły mnie wpadające do pokoju promienie wschodzącego słońca. Usiadłem na łóżku i przetarłem rękami zaspane oczy. Rozejrzałem się po dormitorium i odnalazłem wzrokiem zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Było około 7.30, a śniadanie miało być dopiero o 10.00, postanowiłem więc spełznąć z posłania i wziąć chłodny prysznic. Ruszyłem leniwym krokiem do łazienki. Adrian jeszcze spał, rozwalony na pół łóżka. Zaśmiałem się mentalnie i wszedłem do pożądanego pomieszczenia. Zamknąłem drzwi na klucz i zacząłem się rozbierać. Stanąłem na chwilę przed lustrem i podziwiałem moje odznaczające się obojczyki. Nawet zaspany wyglądałem olśniewająco. Oczy miałem jeszcze lekko zamglone, a usta delikatnie zaschnięte. Zwilżyłem językiem zaróżowione wargi i przejechałem palcami po sterczących na wszystkie strony włosach, po czym swobodnie zawitałem w kabinie prysznica. Odkręciłem kurek z zimną wodą i poczułem przyjemny chłód otulający moje ciało. Czułem jak razem z wodą spływa ze mnie zmęczenie. Rozbudziłem się do końca i odkręciłem ciepłą wodę, po czym sięgnąłem po mój waniliowy żel pod prysznic i truskawkowy szampon do włosów. Otoczony magią zapachów, delektowałem się słodyczą unoszącą się w powietrzu. Po dokładnym opłukaniu się, owinąłem ciało w ręcznik i postawiłem stopy na puszystym dywaniku. Osuszyłem się jednym szybkim zaklęciem i ruszyłem powtórnie w stronę lustra. Ująłem w dłonie malutki grzebyk, po czym zaczesałem nim moje gęste włosy do tyłu. Delikatnie zmierzwiłem je za pomocą żelu i zabrałem się za mycie zębów, wcieranie kremów, oraz wygładzanie nierówności na włożonych właśnie przeze mnie ubraniach. Śnieżnobiała koszula, zapięta na ostatni guzik, czarne, lekko obcisłe spodnie, zwężane ku dołowi i wygodne, hebanowe trampki.Uśmiechnąłem się do siebie i po raz ostatni poprawiłem fryzurę, po czym opuściłem pomieszczenie.
Adi już nie spał. Siedział jedynie na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. Spojrzenie wskazywało na to, że wstał jakieś niecałe 5 minut temu. Uśmiechnąłem się do niego promiennie, gdy rzucił mi zaspane "cześć".
- Witaj, śpiąca królewno - zaśmiałem się. - Łazienka już wolna - odsłoniłem drzwi i wskazałem na nie ręką.
-Dzięki- burknął ledwo przytomny, po czym zsunął się z posłania. Walczył chwilę ze zrozpaczoną pościelą, która po zerwaniu porannego związku, poddała się, bezwładnie opadając na ziemie.
- Wrócę do ciebie- powiedział Adrian wyciągając rękę do sterty prześcieradeł - Ale teraz… żegnaj- dodał kładąc dłoń na czole w aktorskim geście. Zaśmiałem się obserwując występ przyjaciela. Ten tylko uśmiechnął się do mnie, całkowicie już rozbudzony i za chwilę zniknął za drzwiami łazienki. Później już wszystko zleciało dosyć szybko. Adrian wyszykował się w ekspresowym tempie, jak na niego, więc postanowiliśmy wyjść na śniadanie odrobinę wcześniej.
               Na posiłku dyrektor rozdał aktualne plany zajęć. A tak z innej beczki, muszę przyznać, że świetnym pomysłem było podzielenie obowiązków dyrektorskich pomiędzy Snape'a, a McGonagall. Kiedy profesor prowadziła swoje zajęcia z transmutacji, Mistrz Eliksirów wypełniał papierkową robotę w gabinecie, albo na odwrót. W ten sposób nie przemęczali się, a zajęcia odbywały się na takim samym poziomie. Dowiedziałem się, że mamy dzisiaj popołudniowe, dwie godziny eliksirów ze Snape'em i trzy godziny zielarstwa ze Sprout.
Wszystkie głowy podniosły się z nad swoich planów i spojrzały w stronę mównicy, gdzie stał dyrektor.
\- Dzisiaj uczniowie klasy siódmej z Domu Węża, dołączą na moje zajęcia z szóstoklasistami, z Gryffindoru - powiedział z lekkim zawodem w głosie.- Mam nadzieję, że wykażą się oni swoimi umiejętnościami i nie będzie trudności z prowadzeniem lekcji, nieprawdaż?- bardziej stwierdził, niż zapytał...- Dobrze, a więc Krukoni zostaną przyjęci pod opiekę profesor Trelawney. No i jeszcze jedno... Profesor Lupin, z którym wymienione klasy miały mieć zajęcia, będzie nieobecny przez dwa tygodnie, więc będę musiał przejąć jego klasę na pół z profesor Trelawney. Po posiłku wszyscy rozejdą się do swoich dormitoriów i zobaczymy się na lekcjach. To wszystko - swoją wypowiedź zakończył cichym "smacznego", po czym opuścił mównicę ze zgorzkniałą miną.
Między uczniami dochodziło do energicznych rozmów. Wszyscy byli ciekawi dlaczego profesor Remus zniknął na, aż dwa tygodnie. Osobiście wiedziałem, że Lupin jest wilkołakiem, ale pełnia zapowiadała się dopiero za 28 dni.
- Ciekawe dlaczego wyjechał- wyrwał mnie z namysłu, czyjś głos.
-Tak - odparłem beznamiętnie. - Sądząc po zmartwionej buźce Pottera, nasz Złoty Chłopiec też nic nie wie- wybąkałem.
- Och, czyżby nasz bohater nie został wtajemniczony?- zapytał Adrian z ironią.- Łączmy się w bólu - rzucił z udawanym smutkiem, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, dokończyliśmy posiłek i ruszyliśmy do dormitorium po podręczniki. Spakowaliśmy te kilka książek i podążaliśmy w stronę sali. Zeszliśmy do lochów, gdzie Snape miał swoją klasę i zdziwiłem się, gdy ujrzałem tam Sebastiana. Serce stanęło mi w gardle, kiedy rzucił mi promienny uśmiech. byłem lekko speszony, ale odwzajemniłem gest. Podeszliśmy do ściany, gdzie delikatnie się o nią oparłem, wtedy miodowooki ruszył w naszą stronę. Rozejrzałem się dookoła, czy na pewno idzie akurat tu, czy może do kogoś ze swoich znajomych, ale nikogo koło nas nie było. Przełknąłem głośno ślinę, a on stał już blisko mnie.
- Cześć- rzekł na powitanie z szerokim uśmiechem. - Jestem Sebastian Armour - tu zwrócił się do Adriana i wyciągnął do niego śmiało dłoń. Mój przyjaciel z równym entuzjazmem odwzajemnił uścisk i również się przedstawił.
- Jestem Adrian, miło mi- odrzekł z bananem na twarzy.
- Mnie również. Jesteś może przyjacielem tego uroczego czarodzieja?- zapytał spoglądając na mnie z chyba najwspanialszym uśmiechem na Ziemi. Adrian roześmiał się i skinął mu delikatnie głową.
- Masz farta - powiedział z udawaną zazdrością.
- Ma się to szczęście - odpowiedział dumnie Adi.
Stałem jak osłupiały i niemal czułem jak na twarzy wykwita mi dorodny rumieniec.
-Przestańcie już.. nie mówcie tak o mnie, co? - rzuciłem zawstydzony. Oni zaśmiali się cicho, a Sebastian podszedł do mnie bliżej i zapytał.
-Ale dlaczego? - złapał mnie za krawat i poprawił tak, że teraz pasował idealnie, po czym nachylił mi się do ucha i dodał półszeptem.
- Przecież ja tylko chciałem być dla ciebie miły.
-Dziękuję i doceniam Twoje… Wasze starania, ale doskonale wiem, jaki jestem wspaniały- żachnąłem się. - A teraz wybaczcie-skłoniłem się teatralnie.- Opuszczę Was i dołączę do Olivera- rzuciłem szybko i podbiegłem do kolegi.- Hej Oli, poczekaj!-krzyknąłem.
Ciemnowłosy chłopak odwrócił się do mnie i posłał szeroki uśmiech. Zrównałem z nim tempo i odwzajemniłem nieśmiało gest.
-No hej, mały- powiedział, a ja puściłem ten zbędny przymiotnik pomimo uszu, bo koleś miał koło 1,90m wzrostu.
-Nie ma to jak zaczynać rok szkolny od lekcji z Nietoperzem- burknąłem z zawodem.
-No. Przynajmniej uwziął się na Potterze, bardziej niż na nas -odpowiedział z lekką ulgą. Stanęliśmy przed klasą, gdzie oparłem się wygodnie o ścianę.
-Czy Tobie też nauka idzie łatwiej, odkąd Voldemort zniknął z powierzchni tej Ziemi?- zapytał radośnie.
-Ta -odparłem beznamiętnie.- Łatwiej mi się skupić na nauce, bo wiem, że żaden psychopata z płaskim ryjem nie napadnie na szkołę- wyszczerzyłem się ironicznie, a Oliver zaśmiał się krótko.
-Racja- odrzekł wesoło.- A wiesz, że ja nawet lubię eliksiry?- zapytał, a widząc moje pytające spojrzenie, zabrał się za wyjaśnienia.- No, przecież eliksiry są przydatne, całkiem interesujące i gdyby nie Snape pewnie miałbym Wybitny na koniec- po tej wypowiedzi wyszczerzył się, ukazując swoje białe i proste zęby.
-Oczywiście, stary. Nie śmiem wątpić w Twoje możliwości- poklepałem go po ramieniu i w tym momencie dobiegł mnie radosny śmiech Adriana. Odwróciłem się w kierunku słyszanego szczebiotu i ujrzałem Adiego, razem z Sebą. Zawzięcie o czymś rozmawiali z uśmiechami przylepionymi do twarzy.
Poczułem jakieś ukłucie żalu, a może zazdrości. Targała mną lekka złość, gdy zdałem sobie sprawę z jaką łatwością, mój przyjaciel nawiązał kontakt z Sebastianem, kiedy ja unikam go jak ognia.
-Oli, przepraszam, ale muszę iść po Adriana- uśmiechnąłem się z trudem, ukrywając uczucie zakłopotania.
-Jasne, nie krępuj się mały- odparł przyjaźnie, a ja ruszyłem w stronę przyjaciela. Od razu zostałem obrzucony spojrzeniem przepełnionym aprobatą, więc uśmiechnąłem się delikatnie.
-O czym tak rozmawiacie? - zapytałem mając nadzieję, że zabrzmiałem na mało zaciekawionego.
-O niczym, specjalnym- burknął cicho Seba.
-Tak szczerze, to o Tobie- uśmiechnął się szeroko Adi patrząc na mnie rozbawiony.- Chciałem pogadać o mnie, bo wiesz... W końcu jestem od Ciebie lepszy-prychnąłem z dezaprobatą słysząc te słowa, ale Adi, kontynuował, jakby tego nie słyszał.- No, ale gdy tylko zaczynałem opowiadać, jakże niesamowitą historię z mojego interesującego życia, ten tu- wskazał na Sebastiana.- sprytnie zmieniał temat, który musiał dotyczyć Ciebie. Jakbym ja mu nie wystarczał.
-To nie tak- odparł piskliwie miodowooki.
-A jak?- zapytał Adrian z zawodem, ale na widok zakłopotanej miny Sebastiana, powstrzymywał się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-No, bo.. To nie tak, że nie jesteś fajny. Tylko…- zawahał się.- Tylko Ty mnie nie interesujesz- odparł beznamiętnie z arystokratyczną postawą. Oparł się zaraz o ścianę za nim i schował dłonie w kieszeniach. Wyglądał tak arogancko, ale zarówno bardzo elegancko. Wszystko fajnie, tylko czy on właśnie wyznał, że się mną interesuje?
Zorientowałem się, że wpatruję się w Sebastiana, a Adrian wbija wyczekujące spojrzenie to we mnie, to w Ślizgona. Przełknąłem gulę, która stanęła mi w gardle, a z moich ust wydobył się tylko płytki jęk.
-Ja..
-Ty...- zacząłem z Sebastianem w tym samym momencie i nasze głosy zlały się w jedno, niezrozumiałe słowo. Spuściłem wzrok na podłogę, szczując ją spojrzeniem przepełnionym wstydem i odrobiną strachu.
-Ja, przepraszam. Nie powinienem był tego mówić- odparł chłopak. Milczałem.- Aleks- wypowiedział ostrożnie moje imię, tym samym sprawiając, że po plecach przeszedł mi dreszcz. Nadal nie mogłem nic z siebie wykrztusić, więc sterczałem tylko z otwartymi ustami, jakby miało mi to pomóc.- Proszę Cię. Aleks, spójrz na mnie.
Podniosłem wzrok i spotkałem jego spojrzenie, które świdrowało mnie na wylot. Nie, ja nie chciałem tego słyszeć. Bałem się. W oczach stanęły mi łzy, ale nie opuszczały swojego źródła, tkwiły bezczynnie w miejscu, nadając nienaturalnego blasku brązowym źrenicom, z perłową poświatą wokół nich. Przez zamglone oczy widziałem tylko Sebastiana. Podoba mi się, bardzo. Mógłbym rzec, że oczarował mnie od naszego pierwszego spotkania. To właśnie dlatego się boję. To wszystko stało się wczoraj. Nie chcę, żeby angażował się w jakieś uczucie, tylko dlatego, bo uważa, że jestem uroczy. Ja chcę, żeby był kimś, kto zna wszystkie moje wady, a mimo to mnie akceptuję, to jaki jestem. Chcę, żeby zwracał na mnie uwagę nie tylko wtedy, kiedy dobrze wyglądam, ale zawsze, gdy tego potrzebuję, chcę, żeby po prostu był kimś przy kim poczuję się bezpiecznie i będę miał pewność, że nie robi tego dla zabawy. Nie chcę, żeby robił mi nadzieję, myląc zauroczenie bądź fascynację z poważnym zakochaniem. Nie chcę, żeby mnie skrzywdził, nie chcę znowu cierpieć, nie wytrzymałbym tego.
W tym momencie po policzku spłynęła mi łza, całkiem nieświadomy tego wszystkiego spuściłem na powrót głowę, mierząc kamienną posadzkę wzrokiem pełnym bólu. Miodowooki podszedł do mnie, blisko. Uniósł lekko mój podbródek i spojrzał mi w oczy. Starł kciukiem łzę, płynącą po delikatnie zaczerwienionej twarzy, po czym przetarł nim moje wargi, tak jakby badał ich kształt. Zamarłem w bezruchu z szalenie bijącym sercem. Zdołałem posłać mu tylko jedno spojrzenie, po czym moja warga zadrżała niebezpiecznie, gdyż byłem na granicy płaczu. To takie strasznie żenujące. Mam 16 lat, a dałem się ponieść emocjom, nie mogłem powstrzymać wspomnień, łzy same napłynęły mi do oczu.
Czuję, że długa droga przede mną, zanim nauczę się kontrolować. Sebastian zacisnął lekko rękę na moim ramieniu, widząc, że walczę z własnymi uczuciami. Zaczął…
-Aleks, posłuchaj. Podobasz mi się. Doskonale wiem, że uważasz, że nic o Tobie nie wiem i w ten sposób to nie wyjdzie. Czekaj- przerwał mi, gdy otwierałem usta, z zamiarem zaprotestowania.- Chcę, żebyś wiedział, że będę się starał, czy tego będziesz chciał, czy nie. Będę robił wszystko, żeby Cię doskonale poznać, od samych podstaw, sprawię, żebyś krok po kroku się we mnie zakochał.
Chcę zaistnieć w Twoim sercu, jako ktoś ważny, jako ktoś więcej niż najlepszy przyjaciel. Może i nie jestem idealny, ale Ciebie, łatwo sobie nie odpuszczę. Jesteś inny niż wszyscy. Powierzchownie taki sam, a jednak zupełnie inny. Coś mnie do Ciebie ciągnie, Aleks- powiedział i nachylił mi się do ucha, po czym wyszeptał łagodnie, jak gdyby bał się, że ostrzejszy ton sprawi mi ból i cierpienie.- Zawsze będę obok Ciebie- odsunął się kawałek, po czym pocałował mnie delikatnie w policzek i odszedł pod klasę. Chwilę jeszcze wpatrywałem się w jego plecy i na siłę próbowałem zatrzymać przy sobie to ciepło, które bez ostrzeżenia mnie teraz opuszczało. Czułem pustkę, tak bardzo nieznośną. Przepełniała mnie od stóp do głów, a mimo to uśmiechałem się jak głupi, jakby ktoś rzucił na mnie Imperio. Adrian stał osłupiały, zamykając i otwierając na przemian usta. Popatrzył na mnie, a ja momentalnie przywróciłem się do pionu.
-Co to było?- wycedził w szoku.
-Nie wiem- odparłem.
Zresztą zgodnie z prawdą. Nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi. To było strasznie dziwne, bo zaczął się pierwszy dzień szkoły, a ja już się zakochuję? Nie tu coś zdecydowanie było nie tak. Zagryzłem wargę w namyślę, a Adrian wpatrywał się we mnie, szukając jakiś wskazówek.
Nagle z głębokich rozmyślań wyrwało mnie mocne szarpnięcie w ramię. To Crabbe, jeden z osiłków Dracona, uderzył mnie z bara. O mało co się nie wywróciłem, kiedy ten "musnął" mnie swoim "drobnym" ramieniem.
-Jak chodzisz?! Jestem taki mały, że mnie nie zauważyłeś? Czy to Twój brzuch zasłania Ci pole widzenia?- wrzasnąłem mu w plecy. Chwilę później jednak tego pożałowałem. Vincent razem z Goyle'em odwrócili się i popatrzyli na mnie, z towarzyszącym każdemu Ślizgonowi ironicznym uśmieszkiem. Ruszyli w moim kierunku, kiwając się zamaszyście na boki. Taki luzacki styl, który w połączeniu z nimi prezentował się śmiesznie. Na sam widok tych dwóch imbecylów, zaśmiałem się mentalnie.
-Co powiedziałeś maluszku?- zapytał oschle niższy.
-To co słyszałeś, Crabbe. Gdzie jest Malfoy? Znudziły mu się zabawy z ochroniarzami?- zapytałem ironicznie. Wiedziałem, że mogę przez to oberwać, ale nie umiałem tego nigdy powstrzymać.
-Zamknij się, Ty zapluty kundlu- wycedził przez zaciśnięte zęby.
Zaśmiałem się siarczyście.
-Dobrze, jeśli tego chcesz- skłoniłem mu się nisko.- Jak na czysto-krwistych przystało, też powinieneś mi się skłonić- upomniałem go łagodnie.-Oj, no chyba, że nie możesz, brzuch Ci przeszkadza? A no właśnie, miałem pytać. Ty w ogóle widzisz swoje stopy?- uniosłem pytająco jedną brew.
-Dobra, przegiąłeś!- wrzasnął Vincent, a kilka głów zwróciło się w naszym kierunku. Zamachnął się ręką, co już sprawiło mu trudności i nakierował ją prosto na mnie. Zamknąłem odruchowo oczy, które zaraz otworzyłem, gdy nie poczułem przeszywającego bólu szczęki, brzucha, czy jakiejkolwiek innej części ciała. Tak więc uchyliłem powoli powieki i ujrzałem nad sobą Sebastiana. Jedną ręką mnie zasłaniał, a drugą przytrzymywał w powietrzu nadgarstek osiłka.
-Pobawiłeś się, Crabbe? Tak? To teraz zabierz dupsko i wypad- warknął Seba, agresywnie puszczając rękę chłopaka.
-Nie myślisz chyba, że to tak zostawię, Sebastian, weź nawet nie rób sobie jaj! Obrażał mnie!- krzyknął.
- I to Cię zmusza do użycia siły na młodszym? Jesteś niemożliwy, nawet, najbardziej oschli Ślizgoni mają w sobie, choć krztę poczucia godności, której Ty jak widać nie posiadasz. Zniżasz się do poziomu Voldemorta, a jak się nie zmienisz, przysięgam Ci, że podzielisz jego los. Osobiście tego dopilnuję- powiedział spokojnie złotooki.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić- uniósł się ponownie Crabbe.- Sam będę decydował...-nie dokończył, ponieważ przerwał mu, stojący nad nim Snape.
-Co tu się dzieję?- zapytał ostrym, ale opanowanym głosem profesor.
- Profesorze...Yeong i Armour prowokują i obrażają uczniów. To nie nasza wina- tłumaczył się Goyle, który nagle odżył i próbował uratować jakoś ich sytuację.
-Ach tak, oczywiście-popatrzył na mnie i na Sebastiana uważnie i powiedział.
- Griffindor traci 20 punktów za niesubordynację i prowokowanie uczniów i dodatkowe 5 za obrazę kolegów.
-Ale to przecież oni, to oni zaczęli- chciałem chociaż mieć satysfakcję, że odbierze im te 5 punktów za spowodowanie zamieszania, ale to był Snape. Tylko on mógł odebrać nam kolejne 10 punktów, za podważanie opinii nauczyciela. Znowu Slytherin wyszedł z tego cało, a Gryfonom się oberwało.
-Skoro, doszliśmy do porozumienia, zapraszam do klasy i zacznijmy zajęcia- powiedział oschle i oddalił się w kierunku drzwi furkocząc czarną szatą.
Ten dzień robił się coraz dziwniejszy, a czułem, że to dopiero początek wrażeń.

Tak, a więc przepraszam, że tak długo i przepraszam za te błędy. interpunkcyjne i językowe. Beta niestety jeszcze tego nie sprawdzała, ale post przejdzie zapewne powtórną edycję. Mimo wszystko proszę pokornie o komentarze. ~Aleks :3

piątek, 15 marca 2013

Rozdział III

huehuehue, przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale nie miałam zbytnio czasu i weny ;< Tu macie jakiś tam rozdział, gdzie pojawia się związek Drarrego. Oprócz tej informacji, ostrzegę Was przed małą ilością wulgaryzmów, mała, ale jest. Teraz już nie przeszkadzam i nie zanudzam. Zapraszam do czytania i komentowania c: Bądźcie wyrozumiali, gdyż pisałam to o 6 rano i dopiero zaczynam xD
***

Po zakończonym posiłku i zamęczeniu nauczycieli pytaniami wszyscy ruszyli stadem w stronę wyjścia. Poszedłem w ich ślady i razem z Adrianem podążaliśmy do dormitorium. Chwilę później minęliśmy obraz grubej damy, witając szkarłat i złoto, otaczające Pokój Wspólny Gryffindoru. Na ten widok od razu rozbolała mnie głowa.
-Te kolory... - pomyślałem na głos, rozglądając się po  pomieszczeniu.
- Co? - zapytał Adrian- O co ci chodzi ?- dodał, po czym również rozejrzał się dookoła.
-A no wiesz.. - zacząłem niezgrabnie. - jesteśmy tu już szósty rok, a nadal nie mogę przyzwyczaić się do tych barw. Mam wrażenie, że źle działają na moją cerę, aż twarz mnie swędzi.- stwierdziłem naburmuszony. Adrian roześmiał się donośnie.
- Ty, faktycznie. To mi też wyskoczy taki pryszcz? - zapytał, wskazując palcem na nos.
- Co?!- krzyknąłem, biegnąc w stronę lustra. Mogłem odetchnąć z ulgą, gdy ujrzałem moje nieskazitelne oblicze. Korzystając z okazji poprawiłem włosy i posłałem chłopakowi stojącemu przede mną zniewalający uśmiech. Adi znów się roześmiał, podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu.
- No, skoro już jesteśmy w dormitorium to może w końcu się rozpakujemy księżniczko? - zapytał roześmiany.
-Śmiej się, śmiej, ale zachowanie takiej cery to serio sztuka.- odpowiedziałem, po czym ruszyłem  w stronę mojej walizki. Zanim jednak zabrałem się za wyciąganie sterty drogich ubrań i szykownych szat, rozejrzałem się badawczo po pokoju. Oprócz strasznie denerwujących mnie kolorów, można było dostrzec trzy mosiężne łóżka, tej samej ilości biurka i ręcznie rzeźbione szafy z pięknymi lustrami na drzwiach. Podłogę zdobił puszysty dywan koloru bordo, kontrastujący z beżowymi ścianami, na których znajdowały się obrazy mugolskich artystów. Oczarowało mnie jednak okno nad okrągłym stoliczkiem, a bardziej widok za nim.  Niesamowicie duże jezioro, w którym przeglądało się rumiane słońce, liczne drzewa z koronami o milionie kolorów, a złociste dróżki i mały, drewniany mostek, potęgowały atrakcyjność tego krajobrazu. Było tam coś jeszcze.. Coś co przyciągało uwagę, chyba każdego. Mianowicie, Zakazany Las. Wiecznie zielony.. ale ta zieleń była niewiarygodnie mroczna i tajemnicza. Gęsta mgła unosiła się nad choinkami otaczając je aurą strachu. Nagle po plecach przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, więc zmusiłem się i przeniosłem wzrok na stojącą nieopodal chatkę. Owy dom należący do leśniczego i obecnego nauczyciela ONMS, był dosyć skromny. Kuty w zimnym, popielatym kamieniu, posiadającym drewniane schodki prowadzące wprost na dębowe drzwi. Przed nim znajdował się mały ogródek, na którego grządkach dojrzewały jesienne dynie.
    Usłyszałem huk. Szybko się otrząsnąłem i obróciłem na pięcie. Zapoczątkowałem mój radosny występ z początku delikatnym chichotem, po czym na widok miny Adriana przerodził się on w diabelski śmiech. Mój przyjaciel siedział zasypany ubraniami, a w rękach trzymał rozerwany karton. Patrzył na mnie zdezorientowany, co chwilę zerkając na bezużyteczny już przedmiot. Uspokoiłem się odrobinę i przetarłem płynące mi po policzku łzy rozbawienia. Cóż, kto normalny nie śmieję się z przyjaciela, jak coś mu się stanie? 
- Co ty zrobiłeś? - zapytałem, powstrzymując uśmiech, który nie schodził mi z twarzy. 
- No właśnie ja nie wiem. Idę odłożyć te ubrania do szafy... i nagle karton się rozerwał, a wszystko co miałem w środku runęło na mnie. - odpowiedział, wciąż zastanawiając się jak to się stało. Roześmiałem się krótko, po czym podszedłem do niego i pomogłem pozbierać leżące dookoła ciuchy.
- Dzięki.-  burknął pod nosem zaczerwieniony. - Teraz będę musiał użyć tego mugolskiego kowadła... no.. tego co prasuje. - dodał lekko zawiedziony.
-Ee, masz na myśli żelazko tak? - zapytałem melodyjnym głosem.
- Tak, tak ..  Żelazko właśnie. - odparł.
Zaśmiałem się ponownie i zabrałem się za własne bagaże. Jak już uporaliśmy się ze szkolną kolekcją mody, było już dosyć późno, więc nic już nie przedłużaliśmy. Położyliśmy się na łóżkach, zamieniliśmy kilka zdań i chwilę później w pomieszczeniu dało się słyszeć, równomierne oddechy. 
***
      Harry jeszcze raz upewnił się, że wszyscy w dormitorium śpią. Jego plan szedł w dobrym kierunku. Z uśmiechem na twarzy sięgnął po pelerynę niewidkę, różdżkę schował do kieszeni, a w ręce zdążył już trzymać miotłę. Wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Ruszył w stronę błoni okryty przeźroczystym materiałem i niezauważony znalazł się na zewnątrz. Nie było, aż tak zimno, ale wszystko psuł chłodny wiatr. Harry opatulił się szczelniej szalikiem i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Usiadł odpowiednio na miotle i wzbił się na wysokość kilku metrów, po czym skierował się w kierunku gór. Szybował pomiędzy chmurami, które co chwilę rozwiewał nachalny wiatr. Potter zniżył nieco loty.
Z uśmiechem przejechał ręką po niespokojnej tafli jeziora, w której odbijał się okrągły księżyc. Harry tylko na miotle czuł się wolny. Lubił kiedy wiatr lekko muskał jego twarz i pozwalał nie myśleć o niczym. Mógł odpocząć od kazań przyjaciół i codziennej nauki. Do tego jeszcze doszedł ten cudowny widok. Miliony gwiazd, pełnia księżyca i przepiękny Hogwart w tle . Brunet mógłby tak latać całe życie.
Nagle między wieżami zamajaczyła blada postać. Harry nie potrzebował wiele czasu, aby rozpoznać tę utlenioną czuprynę. Ogarnęła go panika. W głowie starał się wyszukać odpowiednie wyjście, lecz tam panowała wyłącznie pustka.
Ucieczka.
Tak to będzie najlepszy pomysł- pomyślał Potter.
Kiedy Draco zbliżał się do niego coraz bardziej Harry leciał ciągle przed siebie. Bliznowaty odwrócił się na chwilę, aby sprawdzić jak dużą ma przewagę. Stwierdził, że niewielką. Spojrzał przed siebie.
- Kurwa. - zaklął pod nosem. Potty leciał na ogromne drzewo. Całe szczęście, że wytrenował uniki na treningach quidditch'a, bo byłoby z nim kiepsko. Co prawda uniknął bliskiego spotkania z choinką, lecz w zamian dostał coś o wiele gorszego.
- Hej Potter czy ty do cholery wiesz, która jest godzina? - zaczął nerwowo blondyn. Brunet zwolił trochę, pozwalając wyrównać lot Draconowi.
-Oczywiście, że wiem Malfoy. - odpowiedział spokojnie Harry i dodał zgryźliwie. - mamy pięć po północy.
- To skoro jesteś tego świadomy to może wróciłbyś grzecznie do swojego dormitorium? Chyba nie chcesz mieć przyjemności u profesora Snape'a ? - zapytał blondyn z krzywym uśmieszkiem.
Przyjemności? myślał Harry. Wzdrygnął się z obrzydzenia na widok jaki podsunęła mu wyobraźnia. W tej chwili miał ochotę zabić Merlina za to, że obdarzył go taką perwersyjnością.
- Potter czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytał ponownie Malfoy. Potty ocknął się i spojrzał na Draco.
-Tak, tak. Chciałeś coś jeszcze ?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Potter ! Wrócisz do tego dormitorium ?
- Dobra, jeżeli się ze mną chwile... pobawisz.. - Zaproponował brunet.
- Co ? Co ty odwalasz Potter?  - zapytał zaskoczony szarooki.
- Och, ostatnio cały czas zadajesz  tylko pytania. Ścigamy się kto pierwszy do tamtego drzewa. -  zasugerował Harry. Draco nie zdążył nawet odpowiedzieć, kiedy brunet zaczął się od niego oddalać. Chyba nie mam wyjścia- pomyślał blondyn, po czym ruszył za nim.
-Potter! - krzyknął nawołująco.
- No co jest ? Co tak słabo Malfoy ? - zapytał Harry
Draco nienawidził być tym słabszym. Wziął się w garść i przyspieszył trochę tempa. Nie przewidział jednak tego, że straci nad tym kontrole.Zachwiał się w prawo i jęknął przeciągle w panice. Później przechylił się na lewo, następnie znowu na prawo, aż w końcu zawirował i puścił się miotły. Brunet usłyszał zduszony krzyk, odwrócił się i ujrzał spadającego Dracona. Szybkie myślenie Potter. myśl szybciej powtarzał sobie w myślach blondyn. Nigdy nie przypuszczałby, że będzie chciał pomocy tego Złotego bachora.  Harry ruszył się z miejsca i poszybował w kierunku Draco.
Szarooki zacisnął powieki i szykował myśl, że to już koniec. Myśl, że spadnie i połamie się na malutkie części. 

Nagle znalazł się na miotle. Otworzył ostrożnie oczy i ujrzał tył Pottera. Całe jego ciało trzęsło się ze strachu. Chwycił szatę bruneta po bokach i oparł się głową o jego plecy.
-Nic ci nie jest ? - zapytał cicho brunet.
Przez chwilę blondyn nie był wstanie nic odpowiedzieć.
- W porządku. Dzięki za ratunek. - odrzekł jednak po namyśle.
-Czekaj, wyląduje. - poinformował Harry i zniżył lot. Kiedy znaleźli się na ziemi Potter wziął blondyna na ręce i podszedł z nim do leżącej obok kłody.
- Potter co ty robisz ? Ja chodzić umiem. - powiedział oburzony.
- Zamknij się i siadaj tu. - rozkazał brunet. - muszę cię obejrzeć - dodał po chwili.
Malfoy spojrzał na niego jak na idiotę, nie rozumiał po co to wszystko. Draco usiadł na kawałku starego drzewa i spojrzał wyczekująco no Pottera.
- Rób co chcesz zrobić i kończmy to szybko. - powiedział obojętnym głosem. Harry zerknął na blondyna... Co chcesz ? - pomyślał. 

Nie... Ja serio mam jakieś zboczone myśli.. Żeby jeszcze z Malfoyem, z chłopakiem ? Ja chyba oszalałem.  Potter ogarnął się trochę i podszedł do Dracona. Uklęknął przed nim i zaczął go dotykać po ramionach.
-Boli cię to ? - zapytał łagodnym głosem.
- Nie. - odparł szarooki.
Harry dotknął jego szyi i powtórzył pytanie. Usłyszał tą samą odpowiedź.  Zjechał na żebra, później na biodra, brzuch i klatkę piersiową. Czuł się niezręcznie, gdy dotykał Malfoy'a. Był całkiem dobrze zbudowany i za każdym dotknięciem Potter wyczuwał jak Draco napina mięśnie. Zaczerwienił się nieznacznie , kiedy zjechał rękami na uda chłopaka.
- Co jest Potter, spodobało ci się? - zapytał Malfoy z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
- Nie żartuj nawet Fretko. - parsknął Harry. - Wygląda na to, że nic ci nie jest. - dodał wstając od  blondyna. Draco postąpił tak samo i wstał z kłody.
- Dobra Potter, teraz idziemy szukać mojej miotły. - zarządził Malfoy.
- Co?  Sam sobie idź szukaj. Nie mam zamiaru się nigdzie z tobą włóczyć. - rzucił siarczyście Potter.
- To w pewnym stopniu twoja wina, więc nie masz wyboru... - odpowiedział blondyn.  Harry tylko westchnął ciężko, a na twarzy Draco malowało się wyraźne zadowolenie. Chwycił bruneta za rękę i pociągnął go za sobą w stronę Zakazanego Lasu. 

       Ogarnęła ich ciemność, chłód i zmęczenie. Chodzili po lesie rozglądając się za miotłą Malfoy'a, ale po niej ani śladu. Co chwilę dało się słyszeć dziwne dźwięki. Chłopcy odwracali się przerażeni, ale żaden nie dał po sobie tego poznać.
- Malfoy, to jest bezsensu... Nie znajdziemy jej. - powiedział Harry, przerywając w końcu ciszę.
- Nie pierdol tylko szukaj. - Odpowiedział zirytowany blondyn. Potter prychnął tylko i podążał za Draco. Kolejne minuty poszukiwań i kolejne dziwne dźwięki. Nagle Harry rzucił się na szarookiego i przygwoździł go do pobliskiego drzewa.
-Potter! Co ty do cholery robisz? - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Zamknij się i siedź cicho. - rzucił tylko w odpowiedzi i zasłonił ich obu niewidką.
- Skąd to masz ? - dziwił się Malfoy. -To bardzo rzadkie, nawet mi byłoby trudno  zdobyć materiały, co dopiero tobie. - dodał. Potter tylko przewrócił bezwładnie oczami i odpowiedział.
- Dostałem to po moim ojcu, więc spasuj trochę okej?- zapytał szeptem. - Uważaj Malfoy coś się zbliża, siedź cicho. - powiedział to, po czym przylgnął do jego ciała, zostawiając pomiędzy ich twarzami zaledwie kilka milimetrów.
- Potter.. Byłbyś tak uprzejmy i mógłbyś nie chuchać mi w usta?- wyszeptał mu Malfoy, owiewaj jego ucho gorącym oddechem. Harry zadrżał lekko i przełknął głośno ślinę.
- Jakbym mógł to bym nie chuchał, a czy to takie ważne? Coś nas śledzi Draco... - odszeptał mu  brunet. 

   Draco? czy on właśnie nazwał mnie po imieniu? - zastanawiał się blondyn. Jakimś sposobem mu to nie przeszkadzało. 
- No więc jaki masz plan, Panie wspaniały ? - zapytał w końcu Dracon. 
- To coś jest prawdopodobnie po lewej stronie. Widzisz coś? - odpowiedział znów pytaniem na pytanie. Draco rozejrzał się powoli. Kilka metrów od nich ujrzał dziwne stworzenie. Było większe o dwie głowy, wzdłuż i wszerz, miało trzy pary oczu, i cztery pary odnóży. Przypominało w pewnym stopniu pająka, gdyby nie kolorowy ogon, który był o wiele bardziej straszny niż cała reszta tego stwora.
- Widzę, to coś jest obleśne i ciągle tu patrzy. - odrzekł blondyn.
-Hmm.. To znaczy, że wyczuwa naszą obecność. Musimy wiać. - stwierdził Harry. Złapał Draco za rękę i powoli ciągnął go do tyłu. Szli krok za krokiem... Powoli...
Pająko-podobny stwór rozglądał się badawczo, kiedy nagle, któryś z chłopców stanął na gałązce. Rozległ się głuchy trzask, a stworzenie ruszyło w ich stronę.
- Uciekamy! - krzyknął Potter i pociągnął za sobą Malfoy'a. Biegli przed siebie, co chwila odwracając się w tył.
- Potter, mam tu zginąć z tobą? - zapytał, ciężko dysząc blondyn.   Harry zaśmiał się cicho.
- Wygląda na to, że nie wierzysz w moje możliwości. - odpowiedział z uśmiechem brunet.- drętwota!. - Harry wycelował różdżką w stwora, który padł na ziemie i ryknął przeciągle.
- A teraz Malfoy, ruszaj się trochę, bo na długo to nie zadziała. - rzucił Potter i pobiegł przed siebie. Chłopcy jeszcze raz obejrzeli się w tył, pająka nigdzie nie było... Z ulgą biegli dalej, kiedy nagle wpadli na wielką, zarośniętą postać.
- Trol, Potter uważaj ! - krzyknął Draco, rzucając się na ziemie.
- Malfoy! To Hagrid. - zaśmiał się Harry. - wstawaj. - nakazał mu melodyjnym głosem. Blondyn posłusznie wykonał polecenie i spojrzał na leśniczego.
- Cholibka, Draco to nie było miłe. - zaczął wielkolud.
- Przepraszam panie profesorze. - odpowiedział cicho Malfoy
- Chłopcy, chodźcie za mną. Harry, nie powinniście opuszczać Hogwartu nocą. - powiedział nauczyciel. 

- Tak wiem, przepraszam.- odrzekł brunet i podążył z Hagridem do jego chatki.
        Kiedy znaleźli się już w środku, zajęli miejsce na kanapie obok kominka, w którym tańczyły radośnie płomienie. Hagrid przygotował chłopcom rozgrzewającą herbatę i powiedział.
- Zaczekajcie tutaj, ja muszę jeszcze na chwilę wyjść. Nigdzie nie wychodźcie. - rzucił, po czym wyszedł , posyłając Harremu błagalne spojrzenie.
Potter odłożył na stolik swój napój i usiadł na kanapie z podkulonymi nogami. Zastanawiał się, jak to możliwe, że siedzi w jednym pomieszczeniu z wrogiem, że  uratował mu życie i obronił przed tym dziwnym stworzeniem w lesie. Myślał, że to nigdy się nie stanie, bo się nienawidzą. W zasadzie czemu się nie lubią? Harry oparł brodę o kolana i zatopił się w myślach.
Czy to możliwe, że to przez niego Draco go nienawidzi ? Czy to wtedy kiedy odrzucił jego przyjaźń stał mu się wrogiem? W sumie brunet tego nie chciał. Od samego początku pragnął jego przyjaźni, ale bał się, że straci to co już zyskał, czyli rudzielca i Mione. Zresztą mimo tego, że się z Malfoy'em nie lubią, Harry uwielbia patrzeć na jego twarz.
 Wygląda tak poważnie i jest całkiem przystojny.  Merlinie o czym ja myślę? skarcił się w myślach Potter, a zaraz potem się zaczerwienił.
-Potter, nic ci nie jest? Jesteś jakiś rozpalony.- stwierdził blondyn, przykładając swoją chłodną dłoń do czoła bruneta.
- N-nie, wszystko w porządku.- odparł zmieszany Potter.
- Jak sobie chcesz. - odrzekł Draco odkładając herbatę na stół. Usiadł z powrotem obok Harrego. Było trochę niezręcznie. Brunet jakimś sposobem chciał zachować jakiś kontakt z Malfoy'em.  Harry powoli przysunął rękę i położył delikatnie na dłoni Dracona.
- Te Potter ? Co ty odwalasz? - zapytał podejrzliwie blondyn.
- N-nic,- bąknął zaczerwieniony i szybko zabrał swoją dłoń.
- Mhm, rozumiem. - odpowiedział szarooki.

    Po chwili Draco położył rękę na udzie Pottera.
- Te Malfoy ? Nudzi ci się? - zapytał zawstydzony Harry.
- No troszeczkę, zgadałeś. - odparł roześmiany Draco.
Brunet nie mógł w to uwierzyć. Malfoy zaśmiał się i to nie ironicznie, nie sztucznie. Zaśmiał się prawdziwie. Blondyn przejechał dłonią wzdłuż uda Harrego, a on się wzdrygnął.
- Przepraszam Malfoy, ale jestem śpiący. - odrzekł zakłopotany. Draco patrzył na niego badawczo, po czym ułożył go na swoich kolanach. Zielonooki zerwał się i usiadł, patrząc na blondyna pytająco.
- Co ty sobie Malfoy robisz ? - zapytał po chwili.
- Spokojnie Potter. Chce ci się spać, to się połóż, przecież cię tu nie zgwałcę. - odpowiedział roześmiany. Harry był tak zmęczony i uległ namowom Dracona. Chwilę później zasnął mu bezwładnie na kolanach, a Malfoy pozostał ze świadomością, że pakuję się w kłopoty...

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział II

     Po dosyć długiej i męczącej podróży dotarliśmy na miejsce. Po opuszczeniu powozu, który dostarczył nas pod sam Hogwart, zacząłem się rozglądać. Szkoła tak bardzo nie ucierpiała po starciu z Voldemortem, więc można było szybciej wrócić i kontynuować naukę. Usilnie szukałem wzrokiem Sebastiana, lecz zdałem sobie sprawę z tym, ze chyba muszę przystopować. Zakochanie od pierwszego wejrzenia, to bezsens i kompletna głupota. Myślałem, że trzeba najpierw kogoś dobrze poznać, żeby móc dostrzec w nim to co pomogłoby bezgranicznie zaufać i powierzyć swoje serce, a ja czułem się jakoś inaczej. Pomimo tego, że rozmawiałem z nim tylko raz i widziałem zaledwie dwa, eksplodowałem wewnętrznie, tracąc wszystkie zmysły i możliwość trzeźwego myślenia. Wystarczyło, że lekko  musnął palcami moją skórę i już trząsłem się jak galareta. Ciepło przepływające przez moje ciało i to rytmiczne bicie serca, było dla mnie nowością, i chociaż wiem, że to może wydawać się dziwne, ale mam zamiar zagłębić się w to uczucie, chcę być szczęśliwy, dzielić się tym szczęściem z drugą osobą.
     W tym momencie mi przerwano myśl. Zostałem złapany za nadgarstek, więc szybko odwróciłem się i napotkałem Adriana, który patrzył na mnie pytająco.
- O, Adrian. - powiedziałem ciepło i rzuciłem podobnego rodzaju uśmiech.
-No, a kogo się spodziewałeś ? - zapytał z ciekawością, po czym dorzucił do swojego spojrzenia nutkę podejrzliwości.
- Nie, nikogo. Tak tylko myślałem ... Wiesz dawno tu nie byłem więc .. no rozumiesz mnie chyba nie ? -  zakończyłem w końcu tą beznadziejną odpowiedź kolejnym pytaniem. Adrian zerknął na mnie jeszcze raz sygnalizując, że się niepokoi i ruszyliśmy z bliźniakami do Zamku. 
Podążaliśmy do naszych dormitoriów za jednym ze Skrzatów Domowych, służących szkole , odłożyliśmy ciężkie bagaże, aby chwilę później razem z Adim, znaleźć się na Wielkiej Sali, usadawiając nasze arystokratyczne cztery litery na długich dębowych ławach. Pomieszczenie obdarzone przeze mnie uważnym spojrzeniem, było oświetlone przez wyczarowane na sklepieniu słońce, zbliżające się ku jego zachodowi i białym chmurom, które zdawały się nabierać lekko brzoskwiniowego koloru. Efekt tego był naprawdę imponujący i cieszył oko dosłownie wszystkich obecnych na Sali. Oprócz tego, od poprzedniego razu nic się nie zmieniło. No może doszło kilku nowych uczniów i powrócił Sebastian, który najwidoczniej miał już wcześniej załatwione to gdzie będzie mieszkał, bo spokojnie zajął miejsce wśród Ślizgonów i zaczął rozmowę. Zauważyłem również inną ciekawą rzecz... Dostrzegłem przy Stole nauczycielskim, nową osobę...  Długie kasztanowe, proste niczym drut włosy, które związane były schludnie w kucyk, duże oczy, przypominające te należące do profesor McGonagall siedzącej tuż obok, tylko jego były ciut bardziej nasączone kolorem. Miał wąskie usta, był dość wysoki i prezentował się naprawdę świetnie. Byłem zdziwiony, że przyjęto do szkoły kolejnego nauczyciela, podobno był komplet, ale nie zastanawiałem się na tym długo, bo dyrektor Snape zaczął swoją przemowę. 
- Witam wszystkich w nowym roku szkolnym, mam nadzieję, że jesteście odpowiednio przygotowani do zajęć ? - zapytał siarczystym głosem, lecz odpowiedziała mu tylko cisza. - Tak myślałem.
     Kiedy kochany dyrektor wygłaszał swój monolog, ja odruchowo rozglądałem się po Sali. Poznawałem to miejsce co roku od nowa, dowiadując się o nim coraz więcej. Przeskakiwałem spojrzeniem z twarzy na twarz, przypominając sobie wszystkich uczniów, kiedy ujrzałem miodowe oczy chłopaka, który tak mnie zafascynował jednym uśmiechem. Tu utkwił mój wzrok na dłuższą chwilę, dokładnie przyglądając się złotym niemalże tęczówkom. Zaraz z oczu zjechałem spojrzeniem na mały nosek, kości policzkowe i tak kuszące usta... Nie zwróciłem nawet uwagi jak nachalnie rozbierałem go wzrokiem, przygryzając przy tym dolną wargę. Chcąc ponownie pokonać drogę, której celem były oczy, napotkałem ten jego cudowny uśmiech i wzrok skierowany prosto na mnie. Zrozumiałem doskonale...  Patrzył na mnie od jakiegoś czasu i zauważył moje zainteresowanie jego osobą. Zaczerwieniłem się, ale to jakoś specjalnie mi nie przeszkodziło w dalszej obserwacji. Patrzyłem z jaką delikatnością wykonuje wszelkie gesty, pewnie był z arystokratycznej rodziny, bo nawet bułkę masłem smarował z grację i wdziękiem najwyższej klasy. Zastanawiało mnie tylko jedno... Jak to możliwe, że on jest w Slytherinie, przecież jego charakter jest zupełnie inny niż rodowych Ślizgonów takich jak Malfoy. Sebastian jest miły, uroczy i skryty, a wszyscy z tego Domu posiadający zwiększającą się z każdym dniem samoocene, wpędzają innych w sidła meczącej psychiki, która usiłuje nam uświadomić, że jesteśmy gorsi od wychowanków węża... No chociaż, ostatnio to się zmieniło, powiedziałbym, że poprawiły się jedynie kontakty pomiędzy Gryffindorem, a Slytherinem. Zapraszano nas na imprezy i prywatne spotkania, ale to nie było najdziwniejsze. Bardziej zaskakujące wydawało się to, ze Dracon i Harry nie toczyli tak zaciętej wojny, jakby zawiesili różdżki i zawarli niemy pakt pokoju. Spotykali się po zajęciach i bywało, że razem przychodzili na śniadanie. Życie w Hogwarcie diametralnie się zmieniło, ale osobiście mi to nie przeszkadza...
     Przerywanie mi rozmyślań dołączyło do nowych tradycji. Usłyszałem donośny głos dyrektora, który nie wyrażał zbyt wielu emocji, zresztą jak zawsze.
- Teraz mam zaszczyt, przedstawić wam Josh'a McGonagall. - powiedział krótko, a po pomieszczeniu dało się słyszeć zdziwione westchnięcia i ciche rozmowy. - Widzę, że jesteście zaskoczeni - dodał z ironicznym uśmieszkiem. - Jest to syn naszej profesor, postara się podszkolić naszych sportowców, by stali się jeszcze lepsi, silniejsi i o wiele bardziej wytrzymali w tym co robią, a jeśli myślicie, że to będzie takie łatwe i to jesteście w ogromnym błędzie. Nie obędzie się bez potu, krwi i litrów łez. - dopowiedział z satysfakcją w głosie i chwilę później ustąpił miejsce nowemu nauczycielowi. Zastanawiałem się czy będę musiał nazywać go profesorem, czy może jako sportowcowi to miano mu nie przysługuje. Wydawał się być inny niż wszyscy nauczyciele, był otwarty, strasznie tajemniczy i niezwykle miły dla uczniów. Ciekawiło mnie ogromnie jaka będzie jego przyszłość w murach tego Zamku. 



Taki rozdział bezsensu, ale no cóż jeszcze muszę się podszkolić. xD
Pokornie proszę o komentarze c; 

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział I

A więc było jak co roku. Przyszedłem na peron pół godziny wcześniej razem z rodzicami. Zostało jeszcze trochę czasu, ale dzieciaki już ze zniecierpliwieniem oczekiwały na przybycie pociągu.. Nagle podeszła do mnie matka z ojcem, stanęli nade mną, a ona uśmiechnęła się do mnie ciepło, po czym ucałowała mnie delikatnie w czoło. Odsunęła się zaraz kawałek dając ojcu do mnie większy dostęp. Ten ruszył w moją stronę, jakby od niechcenia i uścisnął mocno moją kruchą dłoń. Patrzył mi w oczy i wygłaszał te durne kazania na temat zachowania i przestrzegania zasad. Z chęcią bym się przejął, ale niestety nie było mi to dane, a naprawdę wielka szkoda, to było tak interesujące. Moją uwagę przykuł pewien chłopak, roztargniony, smutny, z zaszklonymi oczami od łez. Rozczuliłem się i nie mogłem oderwać od niego wzroku, zapragnąłem być blisko niego. Zarumieniłem się lekko, kiedy chłopak przeniósł swój wzrok na mnie , spłoszyłem się jak załapany na gorącym uczynku, jak dziecko podkradające ciastka, ale nie mogłem się powstrzymać i podniosłem spojrzenie z ziemi spoglądając w te przepełnione samotnością oczy. Błagały się, aby ktoś go przytulił. Uśmiechnął się do mnie z trudem, a ja wpadłem. Serce waliło mi jak oszalałe, a na policzki wszedł zdradliwy rumieniec, zakrywając mnie płachtą zawstydzenia. Zrobiło się strasznie gorąco. Z transu wyrwała mnie zimna dłoń matki na moim czole.
-Nic ci nie jest ? Jesteś rozpalony. - powiedziała przerażona.
- Spokojnie, żyję i nic mi nie jest. - odpowiedziałem uspokajająco i posłałem jej ciepły uśmiech, po czym ponownie odwróciłem wzrok w poszukiwaniu nieznajomego, ale już go nie znalazłem. Przede mną ujrzałem w zamian Adriana, przywitał się i odciągnął mnie zaraz na ławkę. Rozmawialiśmy o wakacjach i o naszym zamiarze przyłożenia się do nauki w tym roku, ale takie postanowienia są co roku i co roku wychodzi tak samo. Po tej wymianie zdań przyjechał pociąg, więc nastąpiły ostatnie pożegnania i czas mniej  ograniczonej wolności! Odnaleźliśmy zaraz wolny przedział i zajęliśmy miejsca. Chwilę później dołączyli do nas Wesley'owie . Zaczęły się przechwałki, swoimi pomysłami na żarty,  na ten rok i nowymi "zdobyczami" jak to nazywali swoje gadżety. Oni chyba nigdy nie dorosną. Adrian pochłonięty był rozmową z bliźniakami, a ja zbyt ciasno zamknięty z własnymi myślami o smutnych, miodowych oczach. Nie mogłem wytrzymać, musiałem wyjść i poszukać wózka ze słodyczami, tak na odstresowanie.Rzuciłem przyjaciołom, że zaraz wrócę i zniknąłem za drzwiami. Korytarz był wąski, odziany w czerwony dywan. Był przytulny. Szedłem powolnym krokiem, sam nie wiem dokąd i rozmyślałem nad tym czy w ogóle możliwe jest to, że jedno spojrzenie, jeden smutny uśmiech tak zawróci w głowie? Znów rozmyślenia mi przerwano intensywnym zapachem czekolady. Rozbudziłem się całkowicie i ujrzałem wózek ze smakołykami,  a obok .. Stał on. Był sam, zamyślony. Serce momentalnie stanęło mi w gardle, by zaraz spaść do brzucha i tańczyć dzikie pogo. Jego bicie było tak głośne, że mogłem mieć tylko nadzieje, że turkot kół pociągu je zagłuszy. Niestety to na nic. Podszedłem do wózka i spojrzałem kątem oka w jego stronę, dostrzegłem tylko, że się uśmiecha. Na ten widok serce powtórzyło działanie, żołądek skurczył się do rozmiarów mrówki, a w brzuchu odbywała się orgia uczuć. Kupiłem słoik z czekoladą, a sprzedawczyni  szybko zniknęła zostawiając nas samych. Zostać sam na sam z osobą,  która przyprawia cię o drżenie rąk to apokalipsa, okna zaparowane, a w powietrzu niezręczność. Twarz okrytą miałem rumieńcem, więc postanowiłem wracać już do przedziału, kiedy chwyciła  mnie za nadgarstek cudownie ciepła dłoń. Na dworze szalała wichura tańcząc ze spadającymi, jesiennymi liśćmi, a ja wręcz płonąłem od środka i stałem ja wryty. Towarzyszącą nam ciszę przerwał on. Usłyszałem tylko zwykłe słowo  "zostań", a zadrżałem. Musiał to zauważyć, bo przyciągnął mnie bliżej siebie i uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Dlaczego ?- zapytałem w końcu ledwo słyszalnym pomrukiem, wciąż patrząc się w puszysty dywan.
- Bo widzę jak na mnie patrzysz. Do tego tak uroczo się rumienisz. - powiedział dosyć nieśmiało, a w jego głosie dźwięczała nadzieja.
- No.. Ja.. Przepraszam . - wybąkałem całkiem zmieszany.
- Nie mówiłem, że mi to przeszkadza. - odpowiedział posyłając mi delikatny uśmiech, ukazując słodkie dołeczki i iskierki w oczach, od których nie mogłem oderwać wzroku. Skarciłem się w myślach, że tak łatwo daję się ponosić emocjom i szybko odwróciłem głowę w stronę okna. Co się ze mną stało? Jestem gejem i się tego nie wstydzę, a jednak ten chłopak wywołuję u mnie spazmy dziwnych i zupełnie obcych mi uczuć. Powtórzyłem sobie w myślach kilkakrotnie, że nieważne kogo po kocham, po prostu chcę być szczęśliwy, bo w końcu to nie jest zabronione. Wczułem się w codzienną rolę zadufanego w sobie arystokraty i otworzyłem nowo zakupiony słoik ze słodką masą. Delektowałem się przez chwilę przyjemnym zapachem czekolady, po czym nabrałem odrobinę mazi na palec i włożyłem do ust, tym razem pewnie i nonszalancko. Na ten widok twarz mojego towarzysza zajarzyła się rumieńcem, a ja uśmiechnąłem się zwycięsko.
-Jestem Aleks. - rzuciłem ciepło i posłałem jeden z moich uwodzicielskich uśmiechów z serii " bierz mnie " .
- Nazywam się Sebastian Armour. Miło mi. - odpowiedział rozpromieniony i wyciągnął stanowczo dłoń w moim kierunku, a ja zdecydowanie uścisnąłem ją i poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele.  Staliśmy tak przez chwilę patrząc sobie w oczy, ale zaraz odsunęliśmy się od siebie kawałek, a ja zapytałem.
- Jesteś nowy ? Nie pamiętam, żebym cię widział .
- No tak jakby. Miałem dłuższe wakacje. - stwierdził niepewnie, po czym posmutniał lekko.
- Przepraszam nie chcesz mówić to nie mów, chciałem się tylko upewnić.. - odpowiedziałem.
- W porządku, nic się nie stało.- odrzekł uśmiechając się lekko, a ja wybrałem inny temat, który go zainteresował, a mianowicie temat dotyczący mojej osoby. Słuchał uważnie i śmiał się, w niektórych momentach. Mi to odpowiadało, obydwoje byliśmy zafascynowani wątkiem i sympatycznie nam się rozmawiało, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Tak, więc musiałem zakończyć jakże ciekawą konwersacje i pożegnać nowego znajomego. Niechętnie, ale jednak go opuściłem i wróciłem do przedziału siadając pod oknem uśmiechając się sam do siebie. Zostałem zadręczony pytaniami, ale nawet to nie zepsuło mi humoru, bo ciągle widziałem te smutne oczy, które przy mnie rozbłysnęły szczęściem. Szczerze nie powinienem się dziwić, jestem cudownym narcyzowatym dupkiem, który na prawo i lewo obdarza ludzi dobrym samopoczuciem.


Mam nadzieję, że się podoba. xD
Pokornie proszę o komentarze ^^

Prolog .

Jestem Aleksander Yeong, znany również jako Aleks. Mam 16 lat. Obecnie chodzę do szkoły zwanej Hogwartem i mieszkam w domu lwa. Mag czystej krwi zrodzony z matki Polki i ojca Koreańczyka. Jestem niezwykle uzdolniony, jeśli chodzi o czary i zaklęcia. Mój charakter cechuje romantyzm i chęć pomocy innym. Jestem cudowny, miły słodki oraz towarzyski, charyzmatyczny, pomysłowi i skromny jak nikt inny, a przy tym  zniewalająco przystojny, uroczy i kulturalny. Moją jedyną wadą jest to, że łatwo się denerwuję, ale  nikt tego nie wykorzysta, bo wie doskonale, że ucierpi na tym jego twarz, a przy okazji może stracić kilka zębów. Moim uzależnieniem jest lusterko. Ten cud jaki się w nim ukazuję, gdy ujmuję je w ręce jest zbyt piękny, moje włosy... To dopiero jest sztuka, spróbuj ułożyć takie dzikie, grube i mocne jak dąb, stado żołnierzy chroniących moją głowę. No, ale pomijając brązowe, lśniące, krótkie, z grzywką zaczesaną do góry włosy, mam oczy w kolorze mlecznej czekolady, nos o idealnej wielkości, usta pudrowo-różowe, kuszące, ponętne i pełne, ale nie duże, smukłe, długie palce i skóra w kolorze mleka, nieskazitelna, bez niedoskonałości, piegów czy nadmiernego owłosienia. Jestem gładki jak pupcia niemowlaka. Moje ciało.. Delikatnie wyrzeźbiony tors, ukazujący mięśnie po ich napięciu, drobna budowa, tak w skrócie mogę się nazwać garem z kipiącym seksem. No wygląd i charakter jest, a więc czas na bogactwa materialne. Ogólnie jestem dosyć majętny,  rodzice posiadają dużą firmę handlową, dobrze funkcjonującą i utrzymującą się na rynkach. Sowa pocztowa nazywa się Rozalia , ma ona śnieżnobiałe pióra, bursztynowe oczy, dziób i pazury. Posiada ona nad wyraz rozwiniętą inteligencję, porusza się z gracją i wdziękiem, oraz jest stworzona wprost dla mnie. Miotła jest jednym z tych nowszych modeli, szybka poręczna i wytrzymała. Nie wygląda wprawdzie jak, niektóre miotły, ale w połączeniu z moją osobą, stanowi świetny duet. Siedząc na niej wzbijam się w przestworza, wiatr rozwiewa moje włosy i wyglądam, wtedy nieziemsko i cholernie seksownie, zresztą jak na co dzień, a skoro mowa już o seksapilu to opowiem coś o moim chłopaku. Nazywa się Sebastian Armour. Ma 17 lat i mieszka w domu węża, ale nam to nie przeszkadza. Jest ode mnie wyższy o głowę, ma włosy koloru jasnego brązu, miodowe oczy, w które mogę patrzeć bez końca, mały nosek i kuszące usta. Karnacja brzoskwiniowa, a uwydatnione kości policzkowe dodają mu uroku. Ma delikatne, długie i zręczne palce, lekko umięśnione ciało i kilka tatuaży takich jak np.: Japońskie znaki na nadgarstku oznaczające "miej nadzieję", chiński smok na boku i  inne na piersi, ramieniu i łopatce. O słodki Merlinie jaki on jest cudowny... Uprzejmy, szarmancki, romantyczny oraz zabawny, silny i uparty, ale potrafi być szalony, ostry i cholernie dobry w łóżku, czyli to co lubię w nim najbardziej. Seba również jest magiem czystej krwi, ale wychowywany przez mugoli, gdyż jego rodzice stracili życie w straszliwym wypadku. Po tym wydarzeniu był nieśmiały, zamknięty w sobie i przed nikim się nie otwierał dopóki ja się nim nie zająłem. Spędzałem z nim cały mój czas, aż w końcu nie wytrzymał i się złamał. Płacząc dawał upust swoim emocją i znajdował ukojenie w moich ramionach,  które dzielnie trwały przy tym zadaniu.To moje ramiona pozbywały się tego ciężaru z jego serca i to one dawały to poczucie bliskości. Po pewnym czasie byliśmy już razem i jesteśmy do teraz. Układa nam się świetnie, mamy bliskie kontakty i doskonale się dogadujemy, ale gdy wspomnę jakie miał zniszczone dzieciństwo, to jak musiał cierpieć zupełnie sam, bez niczyjej pomocy, samotny, zrozpaczony chłopiec... To, aż mi głupio, że ja miałem wszystko co chciałem, a to czego chciał Sebastian nie było możliwe do zrealizowania. Potrzebował, wtedy więcej ciepła i miłości, a jednak nikt mu tego nie ofiarował, ale teraz ma mnie i już zawsze będę u jego boku, będę przy nim całym sobą. Będę ocierał jego łzy, ogrzewał go własnym ciałem dając poczucie bezpieczeństwa. Będę pomagał mu się podnieść po najboleśniejszym upadku i postaram się uleczyć jego skrzywdzoną psychikę i serce. Będę z nim na zawsze i jeśli będę musiał obudzić się z wiecznego snu i opuścić cudowną krainę Morfeusza... Będę.


Mam nadzieję, że się spodoba treść i tematyka. Piszę dopiero od niedawna, więc musicie mi dać trochę czasu na poprawienie bogactwa językowego i poprawnej składni zdań. Jak mówię dopiero się uczę :3

Pokornie proszę o komentarze ^^