Wczesnym rankiem obudziły mnie wpadające do pokoju promienie wschodzącego słońca. Usiadłem na łóżku i przetarłem rękami zaspane oczy. Rozejrzałem się po dormitorium i odnalazłem wzrokiem zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Było około 7.30, a śniadanie miało być dopiero o 10.00, postanowiłem więc spełznąć z posłania i wziąć chłodny prysznic. Ruszyłem leniwym krokiem do łazienki. Adrian jeszcze spał, rozwalony na pół łóżka. Zaśmiałem się mentalnie i wszedłem do pożądanego pomieszczenia. Zamknąłem drzwi na klucz i zacząłem się rozbierać. Stanąłem na chwilę przed lustrem i podziwiałem moje odznaczające się obojczyki. Nawet zaspany wyglądałem olśniewająco. Oczy miałem jeszcze lekko zamglone, a usta delikatnie zaschnięte. Zwilżyłem językiem zaróżowione wargi i przejechałem palcami po sterczących na wszystkie strony włosach, po czym swobodnie zawitałem w kabinie prysznica. Odkręciłem kurek z zimną wodą i poczułem przyjemny chłód otulający moje ciało. Czułem jak razem z wodą spływa ze mnie zmęczenie. Rozbudziłem się do końca i odkręciłem ciepłą wodę, po czym sięgnąłem po mój waniliowy żel pod prysznic i truskawkowy szampon do włosów. Otoczony magią zapachów, delektowałem się słodyczą unoszącą się w powietrzu. Po dokładnym opłukaniu się, owinąłem ciało w ręcznik i postawiłem stopy na puszystym dywaniku. Osuszyłem się jednym szybkim zaklęciem i ruszyłem powtórnie w stronę lustra. Ująłem w dłonie malutki grzebyk, po czym zaczesałem nim moje gęste włosy do tyłu. Delikatnie zmierzwiłem je za pomocą żelu i zabrałem się za mycie zębów, wcieranie kremów, oraz wygładzanie nierówności na włożonych właśnie przeze mnie ubraniach. Śnieżnobiała koszula, zapięta na ostatni guzik, czarne, lekko obcisłe spodnie, zwężane ku dołowi i wygodne, hebanowe trampki.Uśmiechnąłem się do siebie i po raz ostatni poprawiłem fryzurę, po czym opuściłem pomieszczenie.
Adi już nie spał. Siedział jedynie na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. Spojrzenie wskazywało na to, że wstał jakieś niecałe 5 minut temu. Uśmiechnąłem się do niego promiennie, gdy rzucił mi zaspane "cześć".
- Witaj, śpiąca królewno - zaśmiałem się. - Łazienka już wolna - odsłoniłem drzwi i wskazałem na nie ręką.
-Dzięki- burknął ledwo przytomny, po czym zsunął się z posłania. Walczył chwilę ze zrozpaczoną pościelą, która po zerwaniu porannego związku, poddała się, bezwładnie opadając na ziemie.
- Wrócę do ciebie- powiedział Adrian wyciągając rękę do sterty prześcieradeł - Ale teraz… żegnaj- dodał kładąc dłoń na czole w aktorskim geście. Zaśmiałem się obserwując występ przyjaciela. Ten tylko uśmiechnął się do mnie, całkowicie już rozbudzony i za chwilę zniknął za drzwiami łazienki. Później już wszystko zleciało dosyć szybko. Adrian wyszykował się w ekspresowym tempie, jak na niego, więc postanowiliśmy wyjść na śniadanie odrobinę wcześniej.
Na posiłku dyrektor rozdał aktualne plany zajęć. A tak z innej beczki, muszę przyznać, że świetnym pomysłem było podzielenie obowiązków dyrektorskich pomiędzy Snape'a, a McGonagall. Kiedy profesor prowadziła swoje zajęcia z transmutacji, Mistrz Eliksirów wypełniał papierkową robotę w gabinecie, albo na odwrót. W ten sposób nie przemęczali się, a zajęcia odbywały się na takim samym poziomie. Dowiedziałem się, że mamy dzisiaj popołudniowe, dwie godziny eliksirów ze Snape'em i trzy godziny zielarstwa ze Sprout.
Wszystkie głowy podniosły się z nad swoich planów i spojrzały w stronę mównicy, gdzie stał dyrektor.
\- Dzisiaj uczniowie klasy siódmej z Domu Węża, dołączą na moje zajęcia z szóstoklasistami, z Gryffindoru - powiedział z lekkim zawodem w głosie.- Mam nadzieję, że wykażą się oni swoimi umiejętnościami i nie będzie trudności z prowadzeniem lekcji, nieprawdaż?- bardziej stwierdził, niż zapytał...- Dobrze, a więc Krukoni zostaną przyjęci pod opiekę profesor Trelawney. No i jeszcze jedno... Profesor Lupin, z którym wymienione klasy miały mieć zajęcia, będzie nieobecny przez dwa tygodnie, więc będę musiał przejąć jego klasę na pół z profesor Trelawney. Po posiłku wszyscy rozejdą się do swoich dormitoriów i zobaczymy się na lekcjach. To wszystko - swoją wypowiedź zakończył cichym "smacznego", po czym opuścił mównicę ze zgorzkniałą miną.
Między uczniami dochodziło do energicznych rozmów. Wszyscy byli ciekawi dlaczego profesor Remus zniknął na, aż dwa tygodnie. Osobiście wiedziałem, że Lupin jest wilkołakiem, ale pełnia zapowiadała się dopiero za 28 dni.
- Ciekawe dlaczego wyjechał- wyrwał mnie z namysłu, czyjś głos.
-Tak - odparłem beznamiętnie. - Sądząc po zmartwionej buźce Pottera, nasz Złoty Chłopiec też nic nie wie- wybąkałem.
- Och, czyżby nasz bohater nie został wtajemniczony?- zapytał Adrian z ironią.- Łączmy się w bólu - rzucił z udawanym smutkiem, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, dokończyliśmy posiłek i ruszyliśmy do dormitorium po podręczniki. Spakowaliśmy te kilka książek i podążaliśmy w stronę sali. Zeszliśmy do lochów, gdzie Snape miał swoją klasę i zdziwiłem się, gdy ujrzałem tam Sebastiana. Serce stanęło mi w gardle, kiedy rzucił mi promienny uśmiech. byłem lekko speszony, ale odwzajemniłem gest. Podeszliśmy do ściany, gdzie delikatnie się o nią oparłem, wtedy miodowooki ruszył w naszą stronę. Rozejrzałem się dookoła, czy na pewno idzie akurat tu, czy może do kogoś ze swoich znajomych, ale nikogo koło nas nie było. Przełknąłem głośno ślinę, a on stał już blisko mnie.
- Cześć- rzekł na powitanie z szerokim uśmiechem. - Jestem Sebastian Armour - tu zwrócił się do Adriana i wyciągnął do niego śmiało dłoń. Mój przyjaciel z równym entuzjazmem odwzajemnił uścisk i również się przedstawił.
- Jestem Adrian, miło mi- odrzekł z bananem na twarzy.
- Mnie również. Jesteś może przyjacielem tego uroczego czarodzieja?- zapytał spoglądając na mnie z chyba najwspanialszym uśmiechem na Ziemi. Adrian roześmiał się i skinął mu delikatnie głową.
- Masz farta - powiedział z udawaną zazdrością.
- Ma się to szczęście - odpowiedział dumnie Adi.
Stałem jak osłupiały i niemal czułem jak na twarzy wykwita mi dorodny rumieniec.
-Przestańcie już.. nie mówcie tak o mnie, co? - rzuciłem zawstydzony. Oni zaśmiali się cicho, a Sebastian podszedł do mnie bliżej i zapytał.
-Ale dlaczego? - złapał mnie za krawat i poprawił tak, że teraz pasował idealnie, po czym nachylił mi się do ucha i dodał półszeptem.
- Przecież ja tylko chciałem być dla ciebie miły.
-Dziękuję i doceniam Twoje… Wasze starania, ale doskonale wiem, jaki jestem wspaniały- żachnąłem się. - A teraz wybaczcie-skłoniłem się teatralnie.- Opuszczę Was i dołączę do Olivera- rzuciłem szybko i podbiegłem do kolegi.- Hej Oli, poczekaj!-krzyknąłem.
Ciemnowłosy chłopak odwrócił się do mnie i posłał szeroki uśmiech. Zrównałem z nim tempo i odwzajemniłem nieśmiało gest.
-No hej, mały- powiedział, a ja puściłem ten zbędny przymiotnik pomimo uszu, bo koleś miał koło 1,90m wzrostu.
-Nie ma to jak zaczynać rok szkolny od lekcji z Nietoperzem- burknąłem z zawodem.
-No. Przynajmniej uwziął się na Potterze, bardziej niż na nas -odpowiedział z lekką ulgą. Stanęliśmy przed klasą, gdzie oparłem się wygodnie o ścianę.
-Czy Tobie też nauka idzie łatwiej, odkąd Voldemort zniknął z powierzchni tej Ziemi?- zapytał radośnie.
-Ta -odparłem beznamiętnie.- Łatwiej mi się skupić na nauce, bo wiem, że żaden psychopata z płaskim ryjem nie napadnie na szkołę- wyszczerzyłem się ironicznie, a Oliver zaśmiał się krótko.
-Racja- odrzekł wesoło.- A wiesz, że ja nawet lubię eliksiry?- zapytał, a widząc moje pytające spojrzenie, zabrał się za wyjaśnienia.- No, przecież eliksiry są przydatne, całkiem interesujące i gdyby nie Snape pewnie miałbym Wybitny na koniec- po tej wypowiedzi wyszczerzył się, ukazując swoje białe i proste zęby.
-Oczywiście, stary. Nie śmiem wątpić w Twoje możliwości- poklepałem go po ramieniu i w tym momencie dobiegł mnie radosny śmiech Adriana. Odwróciłem się w kierunku słyszanego szczebiotu i ujrzałem Adiego, razem z Sebą. Zawzięcie o czymś rozmawiali z uśmiechami przylepionymi do twarzy.
Poczułem jakieś ukłucie żalu, a może zazdrości. Targała mną lekka złość, gdy zdałem sobie sprawę z jaką łatwością, mój przyjaciel nawiązał kontakt z Sebastianem, kiedy ja unikam go jak ognia.
-Oli, przepraszam, ale muszę iść po Adriana- uśmiechnąłem się z trudem, ukrywając uczucie zakłopotania.
-Jasne, nie krępuj się mały- odparł przyjaźnie, a ja ruszyłem w stronę przyjaciela. Od razu zostałem obrzucony spojrzeniem przepełnionym aprobatą, więc uśmiechnąłem się delikatnie.
-O czym tak rozmawiacie? - zapytałem mając nadzieję, że zabrzmiałem na mało zaciekawionego.
-O niczym, specjalnym- burknął cicho Seba.
-Tak szczerze, to o Tobie- uśmiechnął się szeroko Adi patrząc na mnie rozbawiony.- Chciałem pogadać o mnie, bo wiesz... W końcu jestem od Ciebie lepszy-prychnąłem z dezaprobatą słysząc te słowa, ale Adi, kontynuował, jakby tego nie słyszał.- No, ale gdy tylko zaczynałem opowiadać, jakże niesamowitą historię z mojego interesującego życia, ten tu- wskazał na Sebastiana.- sprytnie zmieniał temat, który musiał dotyczyć Ciebie. Jakbym ja mu nie wystarczał.
-To nie tak- odparł piskliwie miodowooki.
-A jak?- zapytał Adrian z zawodem, ale na widok zakłopotanej miny Sebastiana, powstrzymywał się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-No, bo.. To nie tak, że nie jesteś fajny. Tylko…- zawahał się.- Tylko Ty mnie nie interesujesz- odparł beznamiętnie z arystokratyczną postawą. Oparł się zaraz o ścianę za nim i schował dłonie w kieszeniach. Wyglądał tak arogancko, ale zarówno bardzo elegancko. Wszystko fajnie, tylko czy on właśnie wyznał, że się mną interesuje?
Zorientowałem się, że wpatruję się w Sebastiana, a Adrian wbija wyczekujące spojrzenie to we mnie, to w Ślizgona. Przełknąłem gulę, która stanęła mi w gardle, a z moich ust wydobył się tylko płytki jęk.
-Ja..
-Ty...- zacząłem z Sebastianem w tym samym momencie i nasze głosy zlały się w jedno, niezrozumiałe słowo. Spuściłem wzrok na podłogę, szczując ją spojrzeniem przepełnionym wstydem i odrobiną strachu.
-Ja, przepraszam. Nie powinienem był tego mówić- odparł chłopak. Milczałem.- Aleks- wypowiedział ostrożnie moje imię, tym samym sprawiając, że po plecach przeszedł mi dreszcz. Nadal nie mogłem nic z siebie wykrztusić, więc sterczałem tylko z otwartymi ustami, jakby miało mi to pomóc.- Proszę Cię. Aleks, spójrz na mnie.
Podniosłem wzrok i spotkałem jego spojrzenie, które świdrowało mnie na wylot. Nie, ja nie chciałem tego słyszeć. Bałem się. W oczach stanęły mi łzy, ale nie opuszczały swojego źródła, tkwiły bezczynnie w miejscu, nadając nienaturalnego blasku brązowym źrenicom, z perłową poświatą wokół nich. Przez zamglone oczy widziałem tylko Sebastiana. Podoba mi się, bardzo. Mógłbym rzec, że oczarował mnie od naszego pierwszego spotkania. To właśnie dlatego się boję. To wszystko stało się wczoraj. Nie chcę, żeby angażował się w jakieś uczucie, tylko dlatego, bo uważa, że jestem uroczy. Ja chcę, żeby był kimś, kto zna wszystkie moje wady, a mimo to mnie akceptuję, to jaki jestem. Chcę, żeby zwracał na mnie uwagę nie tylko wtedy, kiedy dobrze wyglądam, ale zawsze, gdy tego potrzebuję, chcę, żeby po prostu był kimś przy kim poczuję się bezpiecznie i będę miał pewność, że nie robi tego dla zabawy. Nie chcę, żeby robił mi nadzieję, myląc zauroczenie bądź fascynację z poważnym zakochaniem. Nie chcę, żeby mnie skrzywdził, nie chcę znowu cierpieć, nie wytrzymałbym tego.
W tym momencie po policzku spłynęła mi łza, całkiem nieświadomy tego wszystkiego spuściłem na powrót głowę, mierząc kamienną posadzkę wzrokiem pełnym bólu. Miodowooki podszedł do mnie, blisko. Uniósł lekko mój podbródek i spojrzał mi w oczy. Starł kciukiem łzę, płynącą po delikatnie zaczerwienionej twarzy, po czym przetarł nim moje wargi, tak jakby badał ich kształt. Zamarłem w bezruchu z szalenie bijącym sercem. Zdołałem posłać mu tylko jedno spojrzenie, po czym moja warga zadrżała niebezpiecznie, gdyż byłem na granicy płaczu. To takie strasznie żenujące. Mam 16 lat, a dałem się ponieść emocjom, nie mogłem powstrzymać wspomnień, łzy same napłynęły mi do oczu.
Czuję, że długa droga przede mną, zanim nauczę się kontrolować. Sebastian zacisnął lekko rękę na moim ramieniu, widząc, że walczę z własnymi uczuciami. Zaczął…
-Aleks, posłuchaj. Podobasz mi się. Doskonale wiem, że uważasz, że nic o Tobie nie wiem i w ten sposób to nie wyjdzie. Czekaj- przerwał mi, gdy otwierałem usta, z zamiarem zaprotestowania.- Chcę, żebyś wiedział, że będę się starał, czy tego będziesz chciał, czy nie. Będę robił wszystko, żeby Cię doskonale poznać, od samych podstaw, sprawię, żebyś krok po kroku się we mnie zakochał.
Chcę zaistnieć w Twoim sercu, jako ktoś ważny, jako ktoś więcej niż najlepszy przyjaciel. Może i nie jestem idealny, ale Ciebie, łatwo sobie nie odpuszczę. Jesteś inny niż wszyscy. Powierzchownie taki sam, a jednak zupełnie inny. Coś mnie do Ciebie ciągnie, Aleks- powiedział i nachylił mi się do ucha, po czym wyszeptał łagodnie, jak gdyby bał się, że ostrzejszy ton sprawi mi ból i cierpienie.- Zawsze będę obok Ciebie- odsunął się kawałek, po czym pocałował mnie delikatnie w policzek i odszedł pod klasę. Chwilę jeszcze wpatrywałem się w jego plecy i na siłę próbowałem zatrzymać przy sobie to ciepło, które bez ostrzeżenia mnie teraz opuszczało. Czułem pustkę, tak bardzo nieznośną. Przepełniała mnie od stóp do głów, a mimo to uśmiechałem się jak głupi, jakby ktoś rzucił na mnie Imperio. Adrian stał osłupiały, zamykając i otwierając na przemian usta. Popatrzył na mnie, a ja momentalnie przywróciłem się do pionu.
-Co to było?- wycedził w szoku.
-Nie wiem- odparłem.
Zresztą zgodnie z prawdą. Nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi. To było strasznie dziwne, bo zaczął się pierwszy dzień szkoły, a ja już się zakochuję? Nie tu coś zdecydowanie było nie tak. Zagryzłem wargę w namyślę, a Adrian wpatrywał się we mnie, szukając jakiś wskazówek.
Nagle z głębokich rozmyślań wyrwało mnie mocne szarpnięcie w ramię. To Crabbe, jeden z osiłków Dracona, uderzył mnie z bara. O mało co się nie wywróciłem, kiedy ten "musnął" mnie swoim "drobnym" ramieniem.
-Jak chodzisz?! Jestem taki mały, że mnie nie zauważyłeś? Czy to Twój brzuch zasłania Ci pole widzenia?- wrzasnąłem mu w plecy. Chwilę później jednak tego pożałowałem. Vincent razem z Goyle'em odwrócili się i popatrzyli na mnie, z towarzyszącym każdemu Ślizgonowi ironicznym uśmieszkiem. Ruszyli w moim kierunku, kiwając się zamaszyście na boki. Taki luzacki styl, który w połączeniu z nimi prezentował się śmiesznie. Na sam widok tych dwóch imbecylów, zaśmiałem się mentalnie.
-Co powiedziałeś maluszku?- zapytał oschle niższy.
-To co słyszałeś, Crabbe. Gdzie jest Malfoy? Znudziły mu się zabawy z ochroniarzami?- zapytałem ironicznie. Wiedziałem, że mogę przez to oberwać, ale nie umiałem tego nigdy powstrzymać.
-Zamknij się, Ty zapluty kundlu- wycedził przez zaciśnięte zęby.
Zaśmiałem się siarczyście.
-Dobrze, jeśli tego chcesz- skłoniłem mu się nisko.- Jak na czysto-krwistych przystało, też powinieneś mi się skłonić- upomniałem go łagodnie.-Oj, no chyba, że nie możesz, brzuch Ci przeszkadza? A no właśnie, miałem pytać. Ty w ogóle widzisz swoje stopy?- uniosłem pytająco jedną brew.
-Dobra, przegiąłeś!- wrzasnął Vincent, a kilka głów zwróciło się w naszym kierunku. Zamachnął się ręką, co już sprawiło mu trudności i nakierował ją prosto na mnie. Zamknąłem odruchowo oczy, które zaraz otworzyłem, gdy nie poczułem przeszywającego bólu szczęki, brzucha, czy jakiejkolwiek innej części ciała. Tak więc uchyliłem powoli powieki i ujrzałem nad sobą Sebastiana. Jedną ręką mnie zasłaniał, a drugą przytrzymywał w powietrzu nadgarstek osiłka.
-Pobawiłeś się, Crabbe? Tak? To teraz zabierz dupsko i wypad- warknął Seba, agresywnie puszczając rękę chłopaka.
-Nie myślisz chyba, że to tak zostawię, Sebastian, weź nawet nie rób sobie jaj! Obrażał mnie!- krzyknął.
- I to Cię zmusza do użycia siły na młodszym? Jesteś niemożliwy, nawet, najbardziej oschli Ślizgoni mają w sobie, choć krztę poczucia godności, której Ty jak widać nie posiadasz. Zniżasz się do poziomu Voldemorta, a jak się nie zmienisz, przysięgam Ci, że podzielisz jego los. Osobiście tego dopilnuję- powiedział spokojnie złotooki.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić- uniósł się ponownie Crabbe.- Sam będę decydował...-nie dokończył, ponieważ przerwał mu, stojący nad nim Snape.
-Co tu się dzieję?- zapytał ostrym, ale opanowanym głosem profesor.
- Profesorze...Yeong i Armour prowokują i obrażają uczniów. To nie nasza wina- tłumaczył się Goyle, który nagle odżył i próbował uratować jakoś ich sytuację.
-Ach tak, oczywiście-popatrzył na mnie i na Sebastiana uważnie i powiedział.
- Griffindor traci 20 punktów za niesubordynację i prowokowanie uczniów i dodatkowe 5 za obrazę kolegów.
-Ale to przecież oni, to oni zaczęli- chciałem chociaż mieć satysfakcję, że odbierze im te 5 punktów za spowodowanie zamieszania, ale to był Snape. Tylko on mógł odebrać nam kolejne 10 punktów, za podważanie opinii nauczyciela. Znowu Slytherin wyszedł z tego cało, a Gryfonom się oberwało.
-Skoro, doszliśmy do porozumienia, zapraszam do klasy i zacznijmy zajęcia- powiedział oschle i oddalił się w kierunku drzwi furkocząc czarną szatą.
Ten dzień robił się coraz dziwniejszy, a czułem, że to dopiero początek wrażeń.
Tak, a więc przepraszam, że tak długo i przepraszam za te błędy. interpunkcyjne i językowe. Beta niestety jeszcze tego nie sprawdzała, ale post przejdzie zapewne powtórną edycję. Mimo wszystko proszę pokornie o komentarze. ~Aleks :3